Ks. Bogumił Tłok 1919-1986
Tekst z nekrologu zamieszczonego w Miesięczniku Kościelnym z roku 1987, nr 7, s. 214-216.
Trzecie dziecko, a zarazem trzeci syn kierownika szkoły Józefa Tłoka i jego żony Walerii z domu Frezer, urodził się w Dusinie, pow. Gostyń, dnia 12 lutego 1919 roku. W tydzień później został ochrzczony w kościele parafialnym w Gostyniu Starym i otrzymał imiona Bogumił i Walenty.
Po przejściu ojca na stanowisko nauczyciela w Seminarium Nauczycielskim w Koźminie (gdzie przyszła na świat córka i jeszcze jeden syn) i w Krotoszynie Bogumił został uczniem szkoły ćwiczeń przy tamtejszym seminarium nauczycielskim. Gdy miał siedem lat stracił ojca, który zmarł w wieku czterdziestu pięciu lat. Matka podjęła trud utrzymania i wychowania pięciorga dzieci. Bogumił ukończył trzecią klasę szkoły ćwiczeń, złożył egzamin do państwowego gimnazjum im. Hugona Kołłątaja w Krotoszynie i po ośmiu latach uzyskał świadectwo dojrzałości. W latach gimnazjum udzielał się w samorządzie klasowym, Pomocy Koleżeńskiej, a zwłaszcza w Sodalicji Mariańskiej. Pomagał też w miarę możliwości matce.
Dnia 29 maja 1936 złożył prośbę o przyjęcie do Seminarium Duchownego w Gnieźnie. Prefekt, ks. Stanisław Zuske, oświadczył, że Bogumił Tłok był uczniem wysoce uzdolnionym, sumiennie spełniał obowiązki sodalicyjne i okazywał wielkie zainteresowanie dla nauki religii, biorąc w niej żywy udział czy to przez pilną uwagę na lekcji czy też w dyskusji. Zaznaczył również, że stosunek Bogumiła do profesorów był nienaganny. O rodzinie kandydata napisał: „Matka jego, wdowa po nauczycielu miejscowego seminarium nauczycielskiego jest bardzo zacną i poważną panią, zabiegającą troskliwie około dobrego wychowania swoich dzieci”. Proboszcz określił stan majątkowy rodziny kandydata jako średni – rodzina posiadała dom i ogród w Krotoszynie – i polecał go, o ile jest zdrów.
Lekarz seminaryjny nie zgłosił poważniejszych zastrzeżeń i Bogumił został przyjęty na studium filozoficzne w Gnieźnie. Ukończył je z wynikiem bardzo dobrym (średnia ocen 4,66) oraz następującą charakterystyką: „bardzo zdolny, pilny, obowiązkowy, był ceremoniarzem i obowiązki umiejętnie wypełnił”.
Tak dobre wyniki egzaminów sprawiły, że kardynał Hlond postanowił wysłać Bogumiła razem z kursowym kolegą Romualdem Żurowskim na studia teologiczne w słynnym uniwersytecie papieskim Gregorianum w Rzymie. Rok akademicki 1939/39 spędził Bogumił w Wiecznym Mieście. Wspominał go zawsze jako czas oddychania atmosferą Kościoła Powszechnego na co dzień. We wdzięcznej pamięci zachował szczególnie Ojca duchownego Kolegium Polskiego przy Plazma Remuria 2a ks. Wawrzyńca Gnutka, kapłana diecezji tarnowskiej. Na wakacje przyjechał do kraju. Tu zastała go wojna. Gdy tylko we wrześniu 1939 roku wznowiono w Poznańskim Seminarium Duchownym studia, znalazł się wśród jego alumnów i razem z nimi przeżył rewizję październikową, miesiąc oczekiwania niepewnej przyszłości i pamiętny dzień 4 listopada, w którym gmach seminaryjny zajął Wehrmacht, pozwalając alumnom powrócić do rodzin.
Bogumił pojechał do Krotoszyna, do matki. Wkrótce nadeszła wiadomość, że obaj starsi bracia znajdują się w niewoli, a w maju 1940 cała rodzina została wyrzucona ze swego domu i mieszkania. Bogumił z najmłodszym bratem udał się wtedy pod Międzychód, do krewnych, ale w sierpniu i tych krewnych wysiedlono, nie zatrudniając krotoszyniaków na miejscu. Nie mając po co dłużej siedzieć na wsi obaj bracia przybyli do krewnych do Poznania. Tutaj Bogumił znalazł pracę w prywatnym towarzystwie ubezpieczeń „Silesia”. Początkowo mieszkał u krewnych, a później z rodziną kolegi i przyjaciela seminaryjnego Tadeusza Malinowskiego. Utrzymywał kontakt z innymi kolegami zamieszkałymi w Poznaniu i listowny z tymi, którzy znajdowali się gdzie indziej. Utrzymywał też łączność z ks. biskupem Dymkiem osadzonym w areszcie domowym i pośredniczył pomiędzy nim a wysiedlonymi do GG klerykami, załatwiając np. dymissoria do święceń. Mając zapewnione przyjęcie do Domu Studiów ks. ks. Pallotynów w Ołtarzewie nie wyjechał tam ze względów rodzinnych i administracyjnych, ale odstąpił swe miejsce kolegom. Od sierpnia do grudnia 1944 pracował przymusowo przy kopaniu rowów w powiecie czarnkowskim i obornickim (Einsatz). Powróciwszy do Poznania przetrwał walki o miasto i Cytadelę i, dnia 19 marca złożył prośbę o przyjęcie do Seminarium Duchownego w Gnieźnie, dokąd w skutek zburzenia poznańskiego gmachu przeniesiono studia teologiczne. Przyjęty, ukończył je w przyśpieszonym trybie uzyskując ocenę bardzo dobrą i znamienną charakterystykę: „zdolny, pilny, umysł krytyczny, władczy, charakter wyrabia się. Polecony na studia prawa kanonicznego”. Święcenia kapłańskie otrzymał w Bazylice Gnieźnieńskiej dnia 2 czerwca 1946 r. z rąk abpa Walentego Dymka.
Pracę duszpasterską rozpoczął ks. Bogumił Tłok na wikariacie w Chodzieży 15 czerwca 1946 r., potem działał w Zbąszyniu (15 II 1947 – 30 VI 1949) i w Poznaniu przy kościele najść. Serca P. Jezusa i św. Floriana (od 1 VII 1949) oraz przy kościele Najść. Zbawiciela (od 1 VII 1954). W międzyczasie zdał egzaminy wikariuszowskie i proboszczowski z wynikiem bardzo dobrym. Opinie o swej pracy i życiu uzyskuje bardzo dobre. Proboszcz zbąszyński ks. dr Jan Ściesiński napisał: „pozwalam sobie wystawić jak najlepsze świadectwo. Ks. Tłok był zacnym, pracowitym, gorliwym kapłanem, pierwszorzędnym kaznodzieją i posiadał umiejętność konkretnego podejścia do ludzi. Nade wszystko jednak jest to kapłan nadzwyczaj zdolny, który orientuje się w każdej sytuacji natychmiast. Pracowało mi się z nim bardzo dobrze tym więcej, że był przy tym spokojny i zgodny”.
Zdolności, pracowitość, dobre głoszenie kazań, uprzejmość i takt w stosunku do otoczenia zgodną współpracę z przełożonymi i życzliwość, wreszcie znajomość spraw finansowych podkreślał dziekan dekanatu Poznań – Śródmieście pod wezwaniem Bożego Ciała, ks. Kazimierz Michalski.
Dnia 1 lipca 1956 objął ks. Tłok stanowisko wikariusza adiutora, a następnie administratora (20 XII 1956) kościoła parafii w Kaźmierzu, a z dniem 1 września 1961 otrzymał w zarząd parafię Sulmierzyce. Tutaj obchodził jubileusz 25-lecia święceń kapłańskich. Dwudziestopięciolecia duszpasterzowania w Sulmierzycach nie doczekał. Zmarł po kilkudniowym pobycie w szpitalu krotoszyńskim 10 maja 1986 roku niemal w przeddzień tej rocznicy. Rok przed śmiercią odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej (13-28 marca 1985), która go bardzo podniosła na duchu.
Oddany całą duszą obowiązkom duszpasterskim nie zapominał ks. Tłok o systematycznym uzupełnianiu i pogłębianiu swej wiedzy nie tylko teologicznej. Czytał dużo i to poważne dzieła. Co cenniejsze wydawnictwa nabywał. Starannie przygotowywał kazania, które wyróżniały się zarówno treścią, jak sposobem jej podania. Rekolekcjonistom, głoszącym w Sulmierzycach co roku nauki, stawiał wysokie wymagania – zapraszał zresztą najlepszych. Interesował się żywo życiem Kościoła w świecie i w Polsce, jak również sprawami ojczystymi. Wiele wiedział. Jego rozmówcy mogli skorzystać niemało z prowadzonej z nim wymiany myśli. Przyczyniał się do tego charakteryzujący go krytycyzm, który pozwalał spojrzeć na rzecz omawianą z innej strony niż rozmówca. Zdarzało się jednak, że ten krytycyzm i intelektualna przewaga proboszcza z Sulmierzyc zrażała ludzi i trzymała ich z daleka.
Ks. Tłok z zamiłowaniem zajmował się młodzieżą, szczególnie ministrantami, zorganizował chórek dziecięcy, urządzał wycieczki autobusowe. Nigdy nie dyspensował się z nauki religii z błahego powodu. Dziesięć miesięcy przed śmiercią oddał do użytku dwie nowe salki katechetyczne. Pamiętał także o starcach i chorych, odprawiając dla nich co miesiąc Mszę świętą w Uciechowie i Chruszczynach. Szczególną troską otaczał kościół parafialny, Dbał o czystość, porządek i o jego piękno. Odnowił wnętrze, przebudował prezbiterium, sprawił nowe konfesjonały i witraże, założył instalację elektryczną i ogrzewanie, zradiofonizował kościół, dzwony otrzymały prąd elektryczny. Sprawił bogate paramenty. W zakrystii bielizna kościelna i sprzęty liturgiczne lśniły czystością. To, co robił dla upiększenia kościoła, świadczyło, że znał się dobrze na sztuce i pięknie.
Miał też nieprzeciętne zdolności organizacyjne. Wszystko to zalecało go do pracy na większej placówce. Ks. Tłok nigdy jednak nie zabiegał o przeniesienie, co więcej, propozycji zmiany nie przyjmował.
Pogrzebowym uroczystościom przewodniczył ks. biskup Stanisław Napierała, który pożegnał Zmarłego na cmentarzu. Homilie żałobne wygłosili najbliżsi przyjaciele: ks. Alfons Salewski z Rawicza i ks. kan. Jakub Przewoźny z Cerkwicy. Parafianie wzięli tłumnie udział w pogrzebie.
Ks. Marian Wolniewicz
(oprac. na podstawie akt personalnych, wspomnień ks. prob. Alfonsa Salewskiego, Ks. dziekana Mariana Mroczka i własnych).